Często Twe oczy miast wiosennieć zielenią Są takie zimne i dziwne W chorych rozmowach oczy patrzą gdzie indziej Patrzą tylko gdzie by się schować Twoje ramiona – nie kruszące się ciasto Nie pachną miętową maścią Ja w Twoich ramionach – nieistotny dysonans Deszcz szczęścia, strzał nad przepaścią Szeptem na ucho powiem, że Że ja, ja się tego wyrzekam Że ja, ja się tego wyrzekam Tych ranków jak febra U okien Twych jak żebrak Siedziałem za drzewem nie raz I gwiazd spadających Pijanych gwiazd na stos Nocą gdy będę umierał Szeptem na ucho powiem, że Że ja, ja się tego wyrzekam Że ja, ja się tego wyrzekam Wyrzekam, bo Wyrzekam bo Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości Jak Ty Zanim piorun i tęcza przejdą przez smutków most Zanim dzień stąd odleci na chmurze Zanim groszki i róże pocałują się znów przez płot Zanim kurz pozamiata podwórze Szeptem na ucho powiem, że Że ja, ja się tego wyrzekam Że ja, ja się tego wyrzekam Wyrzekam, bo Wyrzekam, bo Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości Jak Ty A kiedy spotkam Ciebie na śmierci zakrętach Jeszcze raz to tylko Tobie powiem A kiedy spotkam Ciebie na śmierci zakrętach Jeszcze raz to tylko Tobie powiem Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości Jak Ty