Coraz bardziej wszystko mnie boli Już mi szkodzi nawet i ser Siedmioma szpadami melancholii Przebity jestem jak Apollinaire Głowa od rana puchnie jak bania Cóż za pożytek z takich bań? Kiedyś... wciąż... panie. A dziś się słaniam Na nogach nocą, proszę pań Gdzieś pod latarnią w wietrzną zamieć Kostucha nagle w płacz i krzyk: — Skąd ma pan siedem dziur w piżamie? Wygląda pan jak siódemka pik Bo spać nie mogę. Ha. Ktoś stuka Kościstym palcem do mych drwi Już wiem, Poznaję: to kostucha: — W taniec — powiada — pójdź, K.I No, cóż, przyjmuję jej ofertę Choć tak w piżamie to faux-pas I już mnie ciągnie ta dama przez wertep Gdzie deszcz i noc, i wiatr, i mgła Gdzieś pod latarnią w wietrzną zamieć Kostucha nagle w płacz i krzyk: — Skąd ma pan siedem dziur w piżamie? Wygląda pan jak siódemka pik — Właśnie — powiadam — to mnie boli Moja kochana, czyli ma chère: Siedmioma szpadami melancholii Przebiłem się jak Apollinaire (O-oo-o, O-oo-o, O-oo-o!) ma chère! ma chère! (O-oo-o, O-oo-o, O-oo-o!) ma chère! ma chère! (O-oo-o, O-oo-o, O-oo-o!) ma chère! ma chère!