Otwieram oczy Głośne huki, trzecia w nocy Słyszę krzyk Powieka drży, kortyzol skoczył Cholera! Dajcie spać mi teraz! Jest niedziela. U mnie standard taki relaks Chwila nudy, pojawiają się pokusy By samotność znowu skutecznie zagłuszyć Przyśpieszyło tętno Wiem, że już nię zasnę na pewno. Chyba się zbieram, skoro piętro wyżej melanż Będę szczera, może poznam gentlemana W ludziach jest nadzieja W tłum łatwo uciekać Jak najdalej od myśli Jak najdalej od lęków Jednoosobowy wyścig Przegrany na półmetku Jak najdalej od myśli Jak najdalej od lęków Jednoosobowy wyścig Przegrany na półmetku Nie mogę zwolnić Coś pcha do przodu, byle gdzie W ślepej pogoni Wciąż mylę drogę Gubię cel Mówią w grupie: "lek na zło tylko u mnie" Biorę wdech, zanim ulgę od nich kupię Tracę trzeźwy świadomości strumień Nie chcę ulec, oprzeć się nie umiem W rytmie, tańczę w pełni owładnięta bitem Tak przyjemnie, jest mi teraz poza życiem Zimny dreszcz na skórze I nic więcej poza tym nie czuję Szczęścia szukam, gdzieś daleko, zamiast w sobie Nie potrafię patrzeć w lustro Niepokoje dręczą mnie nocami Nie chcę spać z traumami Jak najdalej od myśli Jak najdalej od lęków Jednoosobowy wyścig Przegrany na półmetku Jak najdalej od myśli Jak najdalej od lęków Jednoosobowy wyścig Przegrany na półmetku Nie mogę zwolnić Coś pcha do przodu, byle gdzie W ślepej pogoni Wciąż mylę drogę Gubię cel Nie mogę zwolnić Coś pcha do przodu, byle gdzie W ślepej pogoni Wciąż mylę drogę Gubię cel