Kiedy wysiadłem z pociągu w mieście Warszawie Rozszyfrowałem tę całą mistyfikację że to wcale nie jest miasto Warszawa (Jak i pociąg nie był pociągiem) Tylko ogromny fantom Jakaś monumentalna kant-maszyna Kiepski i kosztowny kawał Wymierzony we mnie Na każdym kroku odkrywam Iluzoryczność Raz po raz dostrzegam Jak dykta prześwieca przez farbę imitującą tynk Mądry facet z którym rozmawiam w jego gabinecie Istnieje tylko od połowy Po prostu kadłubek wkręcony w krzesło On się "unosi" Ale "wstać" nie może Liczyli że nie zauważę braku nóg pod krzesłem Profile z tektury Proletariat z worków wypchanych trocinami Błysk kamery filmowej zamiast dziewczyny Wszystko ograne chwyty Uśmiać się z tego A przecież Wieczorem z okna Przeraża błyskająca Warszawa-Fantom