Historia jak każda, którą znają bramy W miastach pełnych krzyku, cierpienia i strachu Nigdy nie ma końca, choć jest pełna smutku Pomyśl o tym pijąc gdzieś w ciemnym zaułku Zrodzeni jak bracia, wszyscy w jednej bramie Na podwórku smutek, szarość i garaże Stara szkoła z cegły czerwonej jak krew Czasy były ciężkie, lecz mieli co jeść Gorzki był papieros spalony w piwnicy Grali szarą piłką na szarej ulicy Kopiąc ją do bramki wydrapanej w murze Cieszyli się latem bo dni były długie Z jednego podwórka, naiwne dzieciaki Jeden na ulice, a drugi do paki Trzeci tyra w banku, w nowym garniturze Czwarty wybrał ćpanie, nie pożyje długo Czas płynął jak zawsze, zimny, bezlitosny Każdego dziewczyna podobna jak siostra Znali smak miłości, alkoholu, kleju Czas żeby dorosnąć, pora by wybierać Tak jak zawsze, razem stali na rozdrożu Gdzie Ty wtedy byłeś wszechmogący Boże Czy im powiedziałeś co dobre, co złe? Czemu się zgubili nie widząc w mgle? Dla pierwszego dzień zaczyna się wcześnie Obejdzie śmietniki, czasem puszkę zgniecie Drugi chciał pieniędzy łatwych ale krwawych Dziś na jego rękach dzwonią już kajdany Ten trzeci miał szczęście, skończył dobrą szkołę Teraz chce zapomnieć dom gdzie się urodził O czwartym powiedzieć, że żyje to dużo. Zabierze go śmierć, której stał się słuą