Wykładam filozofię w wyższej szkole nienawiści Podpalam słowem, nie zagajaj bez gaśnicy Ciągle drę mordę, bo nienawidzę ciszy Jestem swoim własnym wrogiem, prześladuje mnie wykrzyknik Z każdym krokiem się robię coraz niższy Lewym okiem chciałbym pozabijać wszystkich Prawe oko kroczy drogą pacyfisty Słów potok zwykle wściekły jest i szybko Śmierdzę filozofią sowiej ciężkiej nienawiści Mam jej potąd, ale biorę ją na cycki Lecę wysoko, nigdy nie mam czarnej skrzynki Ukryta głęboko, bardzo w celi dla niewinnych Bermudzki prostokąt, 2k substancji smolisty Chcę go posiąść dla dobra tych nielicznych Którzy się napatoczą kiedy ja oswajam instynkt Zawinięty w kokon kaftan niebezpiecznym myśli Własnej nienawiści więzień Okazania pokoju Nie wiem czy nie lepiej W ogóle nie wychodzić z domu Pobierać kąpiele Z cyjanowodoru Być przyjacielem Tylko swoich demonów Idę na wojnę z nienawiścią nienawiści Skalp to jej portret psychologiczny Z internetowych okien obficie naplują w pyski Się nie odwodnię, powódź na przedpolu bitwy Doktryna w szoku, jest na ziemiach obiecanych Świat samozwańczych proroków jebany patopluralizm Rok po roku coraz bardziej radykalny Niby do wniosków mam ze 4 wyciągarki Ale palenie mostów zawsze przychodziła łatwiej Jebana frustracja non stop chce mnie łamać w kościach Dziwka porażka, zawsze gdzieś idzie po rozmach Siostra pogarda napierd mnie po oczach Zresztą co po moich racja gadkach nie jest o poglądach Rzecz jasna o faktach, słowa, słowa, słowa Walka, walka, walka cągle walczę kurwa konać Patrz jak patrz jak patrz jak nienawidźe kurwa kochać Własnej nienawiści więzień Okazania pokoju Nie wiem czy nie lepiej W ogóle nie wychodzić z domu Pobierać kąpiele Z cyjanowodoru Być przyjacielem Tylko swoich demonów