Jestem na miejscu, do którego nie biegłem Klienci pienią się, to ciągła walka z piekłem Kolejny dzień, budzę się w innym mieście Mazdy MM, wódka z Dioxem i Cepsem Jutro jest Wrocław, jeśli dobrze pamiętam Telefon chwiał, joł, lecimy zgrać materiał Wbijamy z Diklem, pięć godzin, wita Poznań Kończymy album, który przecież nie miał mieć już końca Opite wcześniej, by potem opić mocniej Nadganiam nocą braki, dopisuję jakąś zwrotkę Dopijam colkę, dopalam peta Trzy lata czasu, nie wiem, czy ktokolwiek na to czekał I do codzienności powrót I do codzienności powrót I do codzienności powrót I do codzienności powrót Wracam do domu i wszystko jest jak przedtem Wczesna pobudka, ja przemywam wodą gębę Autobus, tramwaj, kolejka, ósma rano Wchodzę do pracy, siadam przy ekranie z kawą Półtorej kafla na miesiąc, trochę kiepsko A żyję jakoś z tego, choć czasami bywa ciężko Wracam do matki, nie byłem tam od miecha Rzucam jakieś hajsy, ktoś już wydzwania melanż 83-200, tutaj wasz człowiek grubas U mnie ciągle to samo, a co tam u was?