Jesteś jak bielutki płatek soli Co na kęs kładąc się powoli Dopiero czyni zachwycająco pełnym smak Jesteś jak płonąca główka siarki Której rozbłysk w tej piwnicznej ciemni Wyciąga kształty które od dawna Skrywał mrok On mówi, "Nie podchodź tak blisko" To jak skoczyć w urwisko W twe ramiona przepastne i to łono żarłoczne Czasem chciałbym do mamy nieprzyjaznych jej ramion I obelg co sączy przez warg cienkie nitki Czasem tęsknię do taty co giął się, był słaby Który patrzył przeze mnie jakbym był przeźroczysty Twój bełkot miłosny przeraża mnie, męczy Ty jesteś jak lato, ja chcę pozostać... Zimny Jesteś jak niedziela i jej bezruch Odpoczynek, ulga po dniach sześciu Gdy w żył korytach zaczyna płynąć Spokojniej krew Jesteś jak wezwanie z drugiej strony Co wybrzmiewa o właściwej porze Pozwala bez żalu wszystko zostawić Odejść stąd On mówi, "Nie podchodź tak blisko" To jak skoczyć w urwisko W twe ramiona przepastne i to łono żarłoczne Czasem chciałbym do mamy, nieprzyjaznych jej ramion I obelg co sączy przez warg cienkie nitki Czasem tęsknię do taty co giął się, był słaby Który patrzył przeze mnie jakbym był przeźroczysty Twój bełkot miłosny przeraża mnie, męczy Ty jesteś jak lato, ja chcę pozostać... Zimny