Tak nas Panie obdarzasz, wżdy nam zawsze mało Za nic mamy co mamy, więcej by się chciało A przecież ni nam życia, ni geniuszu starcza By skorzystać z bogactwa jeno duszy skarbca Za to ciało gnębimy, jakby wieczne było Krwią wojenny trud płaci, potem zrasza miłość Aż i w końcu niezdatne do snu ni kielicha Trzeszczy, cieknie i tęchnie, wzdyma się i wzdycha Nie zachwycą już nas wtedy szczodre dary Boże Bośmy kochać to nawykli, z czego czerpać możem Późno mądrość przychodzi Czego pragnąć się godzi Ale próżno żałować Czego nie szło zachować Późno mądrość przychodzi Czego pragnąć się godzi Ale próżno żałować Czego nie szło zachować Przypomina pergamin i cielęca skóra Że i drzewiej wiedziano, co dziś skrobią pióra Krom grosiwa i jadła, i chybkiej obłapki Zawżdy człeka kusiły te same zagadki Po swojemu się każdy ze Stwórcą pasował A co siebie nadręczył, innym krwi popsował Własnym myślom nie ufał, życie sobie zbrzydził Bał się swojego strachu i wstydu się wstydził Lubo jako my się cieszył, czym? Nie miał pojęcia I umierał taki mądry, jak był w czas poczęcia Żak profesorom krzywy Martwych nie słucha żywy Nie wyciągają wnuki Z życia dziadów nauki Żak profesorom krzywy Martwych nie słucha żywy Nie wyciągają wnuki Z życia dziadów nauki Kto cnotami znudzony, nieufny nadziei Swoich kroków niepewny, do dworu się klei Tam wśród podobnych sobie może się wyszumieć A przy tym w nic nie wierzyć, niczego nie umieć Prałat karci opojów, sam jeszcze czerwony Złodziej potrząsa kluczem do skarbca Korony Kanclerz wspiera sojusze na ościennym żołdzie A mędrcy przed głupotą łby schylają w hołdzie Wiem, bo byłem sekretarzem u króla do czasu Gdy wolałem się pokłonić władzy Czarnolasu Dwór ma swoje zalety Po komnatach, kobiety W radach szlachta zasiada Jeno nie ma z kim gadać Dwór ma swoje zalety Po komnatach, kobiety W radach szlachta zasiada Jeno nie ma z kim gadać Kto i bawić się umiał, i nie bał się myśleć Temu starość niestraszna pod lipowym liściem Miło dumać wśród brzęku pszczół nad bytowaniem Czy się zboża wykłoszą, a czy kuśka stanie! Czy w powszechnej niezgodzie kraj się znów pogrąży Czy się księgę ostatnią w druku ujrzeć zdąży Która gwiazda na niebie moja, ta co spada Czy ta nad widnokręgiem, co jutrzenką włada? Tylu bliskich i dalekich dzień po dniu odchodzi A ja żyję w lat bogactwie, co mi schyłek słodzi Im mniej cię co dzień, miodzie Tym mi smakujesz słodziej I słońcem i księżycem Rozkoszą nienasyceń Szczodrością moich dni Dziękuję Ci Im mniej cię co dzień, miodzie Tym mi smakujesz słodziej Szczodrością moich dni Dziękuję Ci