Surowo na nas patrzą szafarki dni ostatnich W milczeniu oskarżają żeśmy się zestarzeli Zmieniają prześcieradła wyrodne nasze matki Nienawidzące dzieci w wykrochmalonej bieli Jak one pomarszczonych na tle poduszek gładkich Jak one pomarszczonych na tle poduszek gładkich Przynoszą nam posiłek jak dar na zmarnowanie Te kury obrażone na jajko że zepsute I zaciskają usta gdy słyszą ust mlaskanie Jakby musiały połknąć coś przez nas już przeżute Skarane miłosierdziem za dawne grzechy panien Skarane miłosierdziem za dawne grzechy panien (Aaaaaa...) Pensjonariusze łaski niesfornych starców grono Nasłuchujemy z trwogą szelestu czarnych sukien Broimy niedołężnie gdy świece pogaszono I niedomknięte okno minuty liczy stukiem Wzywając kolejnego na zasłużone łono Wzywając kolejnego na zasłużone łono Objęły nas staruchy w wieczyste dożywocie Artystów deliryków oślepłych geografów Bezbronnych generałów Chrystusów na Golgocie Zbankrutowanych skąpców odkrywców innych światów Płynących krypą pryczy po swym przedśmiertnym pocie Płynących krypą pryczy po swym przedśmiertnym pocie (Aaaaaa...) Kapłanki dyscypliny bez odstępstw bez wyjątkow Pilnują nas bez przerwy żółtymi powiekami Byśmy nieobliczalni skąpani jak we wrzątku Znów życiem nienażarci nie stali się chłopcami I świata nie zaczęli urządzać od początku I świata nie zaczęli urządzać od początku (Aaaaaa-amen)