Od rana dźwigasz taki nastrój, że w kieszeni ukryć go chcesz I jak tu zgłosić reklamację, gdy paragon zniknął gdzieś za ten dzień Ołówkiem mieszasz kawę bo do kuchni jest pod górę Mocno cię obrósł fotel teraz nie chce wypluć już Szlafrok zaczyna przypominać twoją drugą skórę I myślisz może to znak I nie ma sensu się bać Trząść nieustannie Stać na baczność ładnie Bo tu jest miejsce i czas Którego zawsze mało przesadnie ♪ Ciężką chmurą oberwało miasto, jakby je własny cień bił Z okna samolot niczym rekin lekko płetwą ponad bloki się wzbił Płynie Ci pot po skroni, a Ty z okna obserwujesz Odwlekasz chwilę aby w końcu jednak z domu wyjść Jak nigdy dziś wszystko podnosi Ci temperaturę Ostatnio często masz tak I nie ma sensu się bać Trząść nieustannie Stać na baczność ładnie Bo tu jest miejsce i czas Którego zawsze mało przesadnie (przesadnie, przesadnie) ♪ I nie ma sensu się bać Trząść nieustannie Stać na baczność ładnie Bo tu jest miejsce i czas Którego zawsze mało przesadnie