Ona chciała stracić grunt, się zeszmacić w chuj Nie miała snów, nawciągała się włada znów Siup, siup, sklep, kiep, klub Tam leci whoop, whoop, hardbass, a nie Snoop Tam każda ze sztuk kościotrup, ona pośrodku Była piękna jak milion dolców Choć szczypie po syfie ją nos w chuj Może ktoś jej do proszku szkło potłukł, obok niej stoi w środku Jakiś skejt szuka kopru Obczaja jej kuper spod oksów A miała tą pupę w porządku, chciał podbić po numer z początku Lecz w końcu poczuł to kłucie w żołądku I uciekł od uciech (a ta dupa miała go w dupie) Czekała na typa, co da jej zipa dla typa, co nie chciał pokazać się w klubie Po przerwie długiej, zjawia się ten typ, o gębie ponurej ze szlugiem Ubrany był w skórę i bluzę z kapturem Pakunek był w kurtce, którą podał jej wkrótce przy sali głównej Ona wie dobrze co zrobi z tym gównem Do klopa się bujnie - coś sobie skubnie W końcu się czuje paskudnie A może za moment być cudnie A dureń się nie zorientuje, że czegoś brakuje Tak sobie rachuje w latrynie ponurej Do torebki wsypuje se parę pigułek Poprawia się w lustrze i idzie na miejscówkę Bo typ co stoi pod klubem już truje jej bułę Lecz nagle ją ktoś zatrzymuje I blaszkę pokazuje (blaszkę pokazuje) I blaszkę pokazuje, i blaszkę pokazuje