Nie, nie jestem introligatorem Księgi Twojego żywota To jesień, pora gdy wszystko zdycha i krwawi Los Przebiera klepsydrami Lęk Zasklepia się w głębinach Żądza Bierze górę nad nami Ten orzeźwiajacy smród Wyrywa się do walki Nadstawia już pysk Diabłu Nie szczędząc mu wstrętnych obrazów Ten wąż zaczyna kusić Sycząc do ucha Jak głos z najstarszych snów A liście spadają na już martwą ziemię Wiatr wzbija się w lot z oczu zdjęcie Jak bym trzymał je w dłoni Morowe powietrze popycha śmierć Dzień zamknięty we szkle Ten złudny spokój jesieni Wiatr plujący śmiercią Zgniłość kwiatów, łzy, lastryko i znicze