Twoja mama lubi mnie bardziej niż Ty Sam już nie wiem czy zmienić mam target czy styl (Kiedy przychodzę cię odwiedzić – no trochę jakoś głupio) Kiedy dzwonię, w domofonie zawsze jej głos Gdy przychodzę, do zjedzenia zawsze jest coś (Naprawdę bardzo smaczne. No przecież nie odmówię) Kiedy opowiadam żart dużo głośniej się śmieje Słyszę przede wszystkim ją, chociaż patrzę na ciebie Słyszę przede wszystkim ją. Głos ma Twój ale starszy. Oczy ma także Twoje i dużo mocniej patrzy Gdy przynoszę Ci kwiaty wstawia je do wazonu Mam niejasne przeczucie: nie zobaczysz ich więcej Gdy kłaniam się nisko, pora ruszać do domu, Ty coś mrukniesz a ona długo ściska me ręce Twoja mama lubi mnie bardziej niż Ty Sam już nie wiem czy zmienić mam target czy styl Kiedy dzwonię, w domofonie zawsze jej głos Gdy przychodzę, do zjedzenia zawsze jest coś Nie uciekam, przychodzę chociaż gęsto i parno Moje słowa i gesty zdaje się nie na darmo Adres nie ten. To twoja mam łapie to w mig Ja się w tobie kocham a ta sytuacja to wstyd To nie absolwent. Kto czeka ten się zdziwi I nie będzie momentów, na które dociekliwi Tak czekają bo zapomnieli że to się nie zmienia W miłości dobro, piękno i nieporozumienia Niedomówienia, a ze mną jak z dzieckiem I jak do dziecka proste przekazy Weźcie usiądźcie, ustalcie wreszcie Zanim zdążycie się obie obrazić Twoja mama lubi mnie bardziej niż Ty Sam już nie wiem czy zmienić mam target czy styl Kiedy dzwonię, w domofonie zawsze jej głos Gdy przychodzę, do zjedzenia zawsze jest coś ///x2