Mam lat siedemnaście, widzę cię niewyraźnie Mogłoby być cieplej, skoro nie jest jaśniej Huśtawka pod blokiem, widzę tylko Twój zarys w oknie Wiem, kto jest u Ciebie, ale nie dojrzę, gdy Cię dotknie Za to wiem, jak to będzie, bo pamiętam Kolor Twego ciała, gdy spada sukienka Wyobrażam sobie dłoń, nie moją aż do krwi I twoje oczy, kiedy mówią "dotknij" A ja siedzę i patrzę w okno, bo jeszcze wierzę w gesty Mam siedemnastkę i zmarznięte ręce Na uszach walkmana, w walkmanie kasetę A na kasecie pan opowiada jak zabija się kobietę Jak zabija się kobietę I zdaje się mi, że Nic nie będzie poza tym wieczorem Następne lata pękną pod naporem Tego jak zaciskam palce Na ostrzu noża podkradzionego matce I zależy kto wyjdzie z klatki pierwszy Gdyby to był on, byłbym jednak spokojniejszy Bo gdy spojrzę jak wychodzisz w zielonej parce Mogą mnie zawieść oczy i palce Mija kolejna godzina, bateria w walkmanie padła Stegienna noc ciepło z ciała ukradła Jeśli kiedyś wrócę, a nie wrócę przecież Będę się musiał tłumaczyć patrząc w dywanu deseń Bo ciągle mają mnie za dziecko i do dzisiaj słusznie Do czasu aż dokładnie przeszukałem kuchnię Bo nie znalazłem żadnego innego sposobu By sobie poradzić z tym, że na szóstym piętrze W pokoju przecież naszym rozdajesz siebie kęs za kęsem Kęs za kęsem I zdaje się mi że Nic nie będzie poza tym wieczorem Następne lata pękną pod naporem Tego jak zaciskam palce Na ostrzu noża podkradzionego matce No i wychodzi z uśmiechem gotowym do starcia Pierdolony blondyn, twarz nie do zatarcia I ułamek sekundy, kiedy przechodzi obok A ja zamiast wstać tylko uśmiecham się nerwowo I odchodzi żywy, nie poznając smaku metalu Światło u ciebie gaśnie, wszystko gaśnie pomału I tylko parę kropel krwi w kieszeni kurtki Stegienne boiska, placyki i murki I nic już nie będzie poza tym wieczorem Następne lata pękną pod naporem Tego jak zaciskam palce Na ostrzu noża podkradzionego matce