Ostatni raz widziałem go jak żegnał się pod klubem Dwa zdania kiedy replay na biegu zbite żółwie Nie wiem co było później alko znikło w sekundę Wybuchowe koktajle jak zamach na rotundę Z bramkarzami burda ktoś spinał się okrutnie O sukę co wolała raczej nasz klimat przy wódce Fajny miała uśmiech chodź dziś bym jej nie poznał Ziom mówił z lepszą gadką byłaby pewna orgia Ale wywalone na nią kieliszki kolejne do dna Zresztą w takim stanie nikt się jej nie przyglądał Jak imprezy w tym gronie to tylko duży format Szkoda żaden z nas nie umie wydłużyć tygodnia Alkohol nas porwał jak fale rozbitków Nie wspomnie ile poszło na barze napiwków Stół się uginał pod ciężarem drinków Konkretne melanże z nami zawsze w tym miejscu Po kilku godzinach zmieniliśmy lokal Na go-go takie dupy ze wziąłbym je przed ołtarz Czerwone skóry loża szampan do jointa Naga prawda opętała nas tam do końca Gra w otwarte karty Z jednej był taki anioł że ziom chciał się oświadczyć Zahipnotyzowany przez alko plus dodatki Nie mógł oderwać wzroku obserwując jak tańczy Oczy jak peryskop uszy jak sonar Świat wydawał się mały przy jej sylikonach Miła chodź powyginaj się chwilę koło nas Wódka wchodziła przy niej lepiej niż coca-cola Raz dwa trzy cztery stówy za stringi Każdy się poczuł życia panem jak kingpin Tysiak na parkiet dwa kafle za temat Co było w las vegas pozostaje w las vegas Wstałem po dwudziestej trzysta nieodebranych Chlałem tyle że byłem jeszcze w myślach pijany Flashbacki na bani ryj w kolorze jak flaming Pamięć dziurawa jak po wojnie bałkany W oczach gubiłem ostrość chodź nie wiem Ile tak naprawdę w nocy poszło butelek O to czy trafiłem rano prosto do siebie Raczej mnie nie męczy jakoś mocno sumienie Zacząłem oddzwaniać do ludzi Kochan był tak przerażony jakbym go tym obudził Pytał czy pamiętam gdzie byliśmy wczoraj Dało się wyczuć niepokój w jego słowach Ton rozmowy zmienił się w sekundę Pytał czy już wiem co się stało z tym kumplem Co odbił od nas pierwszy obiecując powtórkę Odparłem że zgadałem się z nim na pojutrze Powoli tłumaczę że mówił że ma pracę Że tyra na ósmą odkąd jest na etacie Córkę zwozi do szkoły żonę na terapię I do siedemnastej w korpo pod krawatem W słuchawce milczenie Cisza jakby ktoś założył prawdzie knebel Był dla mnie jak brat znałem ziomka jak siebie Ktoś poderżnął mu gardło jak wracał po imprezie