Kiedy w końcu wyrusza Będzie jak gdyby czas nie istniał Gdzie każde tak i każde nie jest wieczne Gdzie czas nie leczy ran Gdzie wybory są ostateczne i dzięki temu... rzeczywiste Gdy znaczenia zaczynają się odklejać Architektura świata topnieje w bezkształtną masę Obrzydła mi łagodność, obojętność, miękkość Przecież wiem czego chcę i w jaki sposób Tutaj wszystko przyjęło postać czasu A ciągła zmiana usprawiedliwia podłą aktualność Została sztuka przystosowywania się - jej brudne narzędzie Zgoda na wszystko. I to jest może natura rzeczywistości Bezstan, bezznaczeniowość, płynność, ale... nie moja