Tutaj pływasz jak w kisielu Zamiast prostej drogi, schody To normalne jest dla wielu Nie dla tych, co wskoczyli chociaż raz do wody Wyprzedzam bezsens i za sensem gonię Szukam celu, który dla mnie jak pochodnia płonie Jak nie chwycę go w dłonie to po mnie, koniec Utonę jak kamień w wodę A toń jest ciemna i zimna na dole Kto chce być w miejscach gdzie musi boleć Gdzie klękasz w pętach i studiujesz pokorę Zmieniasz elementarz życia na piętna i chorobę Co dobre, może skończyć się szybko Co mądre, zdolne jest zmienić rzeczywistość Gdy mądrość i miłość idzie w parze z siłą Nie ma takiej rzeczy, której by nie zwyciężyło Duma, którą czasem trzeba przełknąć Jak fundament bez którego możesz pęknąć A świat to stal, żeliwo, beton, piekło i raj, paliwo, pieniądz Piękno i strach, ofiary, mięso Biznes plan, większość i mniejszość Musisz mieć coś co nada sensu I jak grawitacja utrzyma w miejscu Byś znalazł siłę i mądrość w sercu I szedł jak taran nie bojąc się przeszkód I stał jak skała w deszczu protestów Stał jak skała w deszczu protestów Ref. Potrzebne mi przyciąganie ziemskie Więcej, bo inaczej wzlecę na wietrze Powód dla którego zostać tu zechce Zatrzymaj mnie tu i wyciągnij rękę Tak, potrzebna mi grawitacja Coś co podpowie mi stój Inaczej czeka mnie emigracja Prosto w kosmos z dala od teraz i tu Stan nieważkości przezwycięża grawitację Samotność milczeniem spycha w autodegradację Rozsądek z zapomnieniem walczą znów o dominację Jak Gabriel z Lucyferem o nagrobne inkantacje Presonifikacje lęków już szykują atak Wersom specyfikacje stanów duszy brzmią na trackach I uwierz mi szaleństwo ma swój gorzki smak i zapach Upadek pełznie a depresja człapie na czworakach Ten teatr pacynek na linkach gra dramat Tu teraz, alkohol w mych krwinkach jak tramal Podaj mi atropinę odrobinę w żył kanał Bądź nitroglicerynę abym wysadził ten banał Rozterek nie widać, na pierwszy rzut oka, stal Zrezygnowania też, gdy mi wszystko ganz egal Stan nieważkości w pustce, myśli idą w szał Wirują jak cyklon, niemożliwe żebym wstał Muzyka - ma lira gra w tle, zegar tyka Raz otwartych drzwi do piekła się nie domyka Kroczę schodami w dół, ponoć uszlachetnia ból I nie pomaga pół postawione znów na stół I proszę cię słońce, proszę utrzymaj mnie w pionie Gdy maski zła wciągają w lej, w którym tonę I bądź tym co trzyma mnie jak grawitacja w miejscu Wiarą w sens, nadzieją rozpaloną w sercu Odpowiedzialność ciąży i uskrzydla gdy masz stać Gdy upadasz pod nią, miłość obetrze ci twarz ref. Potrzebne mi przyciąganie ziemskie Więcej, bo inaczej wzlecę na wietrze Powód dla którego zostać tu zechce Zatrzymaj mnie tu i wyciągnij rękę Tak, potrzebna mi grawitacja Coś co podpowie mi stój Inaczej czeka mnie emigracja Prosto w kosmos z dala od teraz i tu