Kishore Kumar Hits

Sarius - Król Smok lyrics

Artist: Sarius

album: Król Smok


Dekadę z okładem się czułem jak śmieć
Nie będę tu szukał metafor, Grunwaldzkie pato
Nie że bandyci, prędzej menelskie ładowanie alko
Schizy tak ciężkie, że usiadły na łeb
I aż mi nockę zerwały
Jak masz się za gówno, to każda impreza Cię spycha
W stronę zagłady
Poprzez napady szału chciałem tu poczuć w końcu cokolwiek innego
Każda dziura w szafie, drzazga w ręku
Była owocem silnego
Poczucia, że nic mnie nie czeka
Marnuję powietrze i nie mam żadnej wartości
Na stałe zagościł w diecie
Każdy specyfik od zmian świadomości
Łojone w piątek, świątek
Imieniny kota, urodziny brata
Połowa domu śmierdzi jak żul
Tak pewnego dnia do mnie mówi matka
Totalna porażka, w nocy i za dnia
Dawałem w palnik, jak gastro usiadło za bardzo
Wymówek na całą płytę by było
Przestawałem rzadko
Mówili, że może to rozwód starych
Może uraz głowy, jak byłem mały?
Maska rapera zasłaniała chłopca
Który do siebie czuł wiecznie nienawiść
I zła chemia mózgu- mówił psychiatra
Napady smutku, ataki lęków
Po latach na celu, to wszystko układać
Bez używek, leków
Panie pacjent, potrzebuję więcej prochów na kolację
Bo od fochów tych demonów już nie zasnę
Wokół w szczerym polu słyszę kuropatwę
I pytanie - jak się w ogóle tu znalazłem?
Czy ten topór w mojej dłoni jest naprawdę?
Potrzebuję więcej mroku w tym obrazie
Nie przytulę Bogów, bo jestem nim sam też
Ze sobą gadam jak lekarz i pacjent
Synapsy w mózgu spalone jak Deadpool i Krueger
Zatkany kluber na backstage'u w klubie
Gdy mówię to język zwinięty mam w supeł
I z trudem coś łapię jak popsuty router
Diabelski łupież, demony nad ranem
Taxiarz odmawia mi kursu, odjechał
Rzygam gdzieś w bramie, oparty o ścianę
Na której ktoś napisał, że Boga nie ma
Tryb autozniszczenia, konsekwencje jebać
Do kubka leję wódy na dwa palce
Wyłączam telefon, bo dzwoni kobieta
Z prochu powstałem i proch mam w samarce
Miejskie atrakcje, używki, kłamstwa
Tabletka w kształcie domino na dłoni
Kolega ostrzega, że mocna jest dawka
Więc zarzucam pół i pędzę jak Colin McRae
Aż w końcu siada mi łeb
Samopoczucie jak najgorszy śmieć
I teraz mi dziwnie, gdy piszę ten tekst
Bo gdybym nie przestał to pewnie bym zdechł
Ty pewnie też wiesz i podskórnie czujesz
Nie muszę mordo prywatnie Cię znać
Że jeśli odkręcisz za mocno ten kurek
To sam się utopisz w tym gównie bez dna (ah)
Wspomnienia, flashbacki z wojny
Wokoło ludzie, ktoś stawia mi strzała
Szczękościsk i gały wyjebane z orbit
Wszystko się cofa, na bar puszczam pawia
Zabawa jak chuj, lecz odpuszczam mordo
Bo poza poryciem chcę z życia coś mieć
Nie będę Ci gadać jak szkolny psycholog
Pozdrawiam, i tak kurwa zrobisz co chcesz
Panie pacjent, potrzebuję więcej prochów na kolację
Bo od fochów tych demonów już nie zasnę
Wokół w szczerym polu słyszę kuropatwę
I pytanie - jak się w ogóle tu znalazłem?
Czy ten topór w mojej dłoni jest naprawdę?
Potrzebuję więcej mroku w tym obrazie
Nie przytulę Bogów, bo jestem nim sam też
Ze sobą gadam jak lekarz i pacjent

Поcмотреть все песни артиста

Other albums by the artist

Similar artists