Pali mnie od środka płomień oszalały Pochodniami swojemi liże moje boki Zazdrosny o każde inne westchnienie Nie ustąpi dopóki cały się nim Zajmę Płyńcie łzy przebudzenia Trzewia rozrywa ryk Chłonę wilgotność życia Krople ciążą niczym sen Machina animata Z krwi, mięsa i kości Serce bije, skóra oplata A myśl godność sobie rości Oto jest świat z którego wyszedłem Sam w siebie wyciągam nowonarodzone ręce Oto jest świat z którego wyszedłem Światło to puls, światłem jestem sam Nie na świat wydany A z niego zrodzony Zacieki na twarzy I wibracje ciał Nie na świat wydany A z niego zrodzony Mój oddech jest płytki Wychodzę w nim sam Gdy jedność w wielości I w jedności wielość Pogrążeni w różnicy Opadamy w czeluść Czujemy się obcy Samotni wśród wielu Oto jest świat z którego wyszedłem Naczynia skazane na zanieistnienie Oto jest świat z którego wyszedłem Modlitwy Nieodmawialne