Nie chcę żyć pod krawatem, chcę wbiec w ocean I nie liczę dni, tu nic mnie nie czeka Otwieram butelkę i pierdolę resztę Ona zrywa bieliznę i to jest piękne Wynajęty hotel, puste piętro Para uncji w torbie, nasze niebo Ona ślini bletkę, lubię jak to robi Wydziarane ramię, prawie nagie body Frunę i chuj z tym że to placebo Ja i ona w chmurach, pęka beton Nie wracam na ziemie, chcę tylko gwiazd Moje blokowiska, Taj Mahal Zwijam tak jakby to był ostatni joint Niech poniesie mnie wysoko, pale lont I wpierdalam to wszystko potem na Instagram Bo kto mi zabroni, jestem tym co nagram Jestem tym co nagram, o, jestem tym co nagram Jestem tym co nagram, o, jestem tym co nagram Jestem tym co nagram, jestem tym co nagram Jestem tym co nagram o, jestem tym co nagram Jestem tym co nagram, o, jestem tym co nagram Jestem tym co nagram, o, jestem tym co nagram Jestem tym co nagram, jestem tym co nagram Jestem tym co nagram, o, jestem tym co nagram Brałem prawie wszystko, żeby uciec stąd Wystarczyło mi powietrze i spokojny dom Wysypałem proch i to już historia Jak moja ekipa w szerokich spodniach, ah Mogłem latać z towarem Wciskać jej kit, że pracuję za barem Poznałem to życie i wiem czym pachnie Nie ma happy end'u, co tam padre Mój dobry koleżka wleciał na puchę A parę dni dzwoniłem że fuchę ogarnę I żadnych zmartwień na dobrą sprawę to chuja warte Ona patrzy na mnie wie co siedzi we mnie Teraz wiem, że nie chodzi o pengę I nim spłonę a moje ciało zmielą w pył Chcę powiedzieć sobie warto było żyć Warto było żyć, oh Warto było żyć Warto było żyć Warto było żyć, oh Warto było żyć Warto było żyć (co?) Warto było żyć Warto było żyć, oh Warto było żyć Warto było żyć Warto było żyć, oh Warto było żyć Warto było żyć (co?) Warto było żyć