Kiedy znowu na ciebie po prostu patrzę Nic nie mówię, wiem że problemy masz własne Nigdy nie identyfikuję się z miastem Bo zasady wydają mi się być straszne Wszystko wokół mnie jest takie brutalne A moja kondycja by czuć ma się fatalnie Nie chce żeby wszystko skupiało się na mnie Bo to nie ważne Jednak mam wrażenie Że to całe poruszenie było jednym z tych słabych pomysłów I wymarzone zbliżenie Czy też krótkie spojrzenie Było jednym z moich głupich snów Może jestem dość naiwny, ale z reguły prawdziwy Choć pewnie było takich dwóch Czy trzech, czy więcej Mam związane ręce choć chce ciebie więcej I każda sekunda I każda minuta Znowu sprawia Ciebie nie ma, zostaje wariat I każda godzina I każdy dzień Nie ma cienia wątpliwości Dla mnie działasz jak tlen, a ten płomień nie boli A ten płomień nie boli (a ten płomień nie boli) Już nie wiem ile razy byłem błaznem We mnie ciemność, na mej twarzy wszystko jasne Bo ty Jesteś wkręcona w ten styl I ile oni jeszcze będą żyli Jestem fanem tej koszmarnej idylii Jestem bez Ferrari i też nie mam willi Ale w każdej chwili Będę tam gdzie Ty Jakie ma to znaczenie? Próżnia w dymie drzemie Moje płuca mają wszystkiego dość Jeśli stracę głos, jeśli strace moc Jeśli zniknę, zostanie tylko to Setny tekst, bez głębszego sensu Bedę fanem własnego ambientu Tylko bądź tu, tylko bądź tu Tylko bądź tu I każda sekunda I każda minuta Znowu sprawia Ciebie nie ma, zostaje wariat I każda godzina I każdy dzień Nie ma cienia wątpliwości Dla mnie działasz jak tlen, a ten płomień nie boli I każda sekunda I każda minuta Znowu sprawia Ciebie nie ma, zostaje wariat I każda godzina I każdy dzień Nie ma cienia wątpliwości Dla mnie działasz jak tlen, a ten płomień nie boli