To historia jakich wiele Wśród mieszkańców tych podwórek. Miał kochającą matkę, Ojciec chlał i dbałby zostać w przyszłości żulem. Dużo starsza była siostra i za ojcem stała murem Mimo iż w domu siał postrach. Wciąż pamięta jego postać gdy napierdalał mamę. Chciał Jej pomóc, bał się dostać i nic zrobić nie był w stanie. Był zbyt młody lecz miał w planie gdy dorośnie Ją obroni, krzywdzić dalej nie pozwoli, a od wódki będzie stronić. Brak kontroli nad tym wszystkim rozpierdolił to dzieciństwo. Nikt mu nie był wtedy bliski, a rodzinę nisko cenił (cenił). Chciał coś zmienić, dokądś uciec. Słysząc nocą jak Ją tłucze, zdolny lecz leniwy uczeń. Tak mijały dni, tygodnie walczył z demonami nocy. Ojciec przez sen w niebo głosy darł się. Wtedy bał się, nie rozumiał, że Istnieje wokół gdzieś świat bez przemocy. Modlił się o spokój, egzystował jakby w transie. To historia jak wiele... Jakich wiele jest... To historia jak wiele...(Aha) Matka odwiedzała szpital dla chorych nerwowo. W patologii wariowała. Stary nie pił lecz chwilowo. Gdy wracała będąc zdrowa, Miał namiastkę normalności, Tam gdzie alkohol i złości, Miłość niepotrzebnym chwastem. Na Wielkanoc i na gwiazdkę nie rozumiał tego fałszu. Tej na moment uprzejmości, której wróżył szybki koniec. Koszmar wracał bez litości. Stary wracał najebany, bo z kumplami Gdzieś po pracy ruszył w tany. "Co to znaczy" myślał chłopiec, Który zwykł dorastać w bólu, Bo potrzebny był mu ojciec, A nie skurwiel bez skrupułów. Prawie dociec wciąż próbował. Już nie chował swej urazy. Często marzył o rodzinie, sen swój wizualizował. Lecz nie widząc już w tym sensu, Gdy był starszy i silniejszy, stanął z nim twarzą w twarz Wiedząc iż to nie wystarczy, głuchy wrzask Wrócił z tarczą lecz, gdy później spojrzał w lustro Już zrozumiał, że wpadł w potrzask I nie dojrzał w sobie chłopca. To historia jak wiele... Jakich wiele jest... To historia jak wiele...(Aha) Nie zmieniło to zbyt wiele. Wszystko zmierzało ku klęsce. Choć wziął sprawy w swoje ręce, Stary nadal był skurwielem. Mamie pękło na wpół serce, Próbowała skończyć z sobą. Chłopak płacząc Ją ratował, Płucząc jej żołądek wodą, bo Połknęła leki garścią, Lecz nie pozwolił jej usnąć. Czuwał przy niej wciąż się martwiąc Aby życie z Niej nie uszło Lecz tym razem się udało I kolejnym dużo później Lecz za trzecim życia gałąź pękła jakby była próchnem. Wciąż pamięta ciemną kuchnię, siedzącego ojca I jego słowa, że odeszła jakby pionka z planszy strącał. I nie wierząc w to do końca Chłopak wybiegł z domu z trzaskiem. Już nie było jego słońca. Ona była jego blaskiem Kiedy żyła było jaśniej Nawet w tych ponurych ścianach W których dramat się rozgrywał. Stary umarł gdzieś w łachmanach. Chłopak nie rozpamiętywał. Żyje siostra czy szczęśliwa? On od narodzin dorosły Wciąż buduje nowy mosty Synu! Wciąż buduje nowe mosty Synu! Jakich wiele jest... To historia jak wiele...(Aha)