Barman, dentysta, sklepowa a nawet psy Prawnik, artysta lecą jak do światła ćmy Sprzedaję tu i tam, o klientelę dbam Starzy i młodzi wiedzą skąd towar mój pochodzi Teraz znów kręcę nad miastem, zwijam jointy, kradnę sny, słyszę Jakby stukanie, walenie do drzwi Myślę – czy aby nic nie grozi mi – w tej chwili... Kupię i sprzedam, niektórym darmo dam Zarobię trochę, w tym mieście jestem prawie sam Białe, jamajka, kwas chodliwe cały czas Pojadę, wrócę, sieci na dzieci znów zarzucę A teraz znów kręcę nad miastem zwijam jointy, kradnę sny, słyszę Jakby stukanie, walenie do drzwi Myślę – czy aby nic nie grozi mi – nie ważne... Dealer tak mówią i Mówią, że jestem zły Mówią też dzięki ci, życie ratujesz mi W kieszeniach dla nich mam towaru z dwieście gram Dziś puszczę troszkę tu A jutro sprzedam wam I znowu kręcę nad miastem, zwijam jointy, kradnę sny, Jestem sprzedawcą uśmiechu, Cannabisy w mojej krwi Myślę, co do szczęścia jeszcze potrzeba mi Lecz słyszę Głośne walenie - więc frunę do drzwi Czuję - zimny pistolet przy mej brwi I myślę - w szufladzie przecież mam haszyszu z dwieście gram W kanapie wielki stos leków na twardy nos Niepewnie czuję się, policjant kopie mnie Chciałem daleko iść, do pierdla trafię dziś...