Najpierw wynikłaś znikąd, zmysłowa i pijana Czuliśmy wokół siebie ciepłego mroku niewolę W wypukły blask twych oczu i krągłość piersi wmieszana Płynęła synkopem melodia i drżał gitary flażolet ♪ Wyszliśmy w płaczącą jesień z ustami pełnymi wspomnień Dziwne jest śpiące miasto i nocna ulicy cisza Milczałem i Ty także nic nie mówiłaś do mnie W takt kroków na płytach chodnika Twój cień się smukły kołysał ♪ Na żaden słoneczny poemat tej nocy bym nie zamieniał Przez szelest deszczu brnąłem w rozpryski kropel wpatrzony A wokół patrzały wraz ze mną ślepia umarłych kamienic W Twój profil, deszczu strużką tysiąckroć przekreślony ♪ Deszcz stukał i płynął w ciemność, zniknęłaś w wilgotnym mroku Czarny mnie pułap nieba zamknął w ulicy jak w grobie Na mokrej jezdni szukając śladu minionych Twych kroków W pięściach ściśniętych uniosłem gorzkie wspomnienie o Tobie