Zabił, oszukał, zdradził, ocalił Skoczył, utonął, zbudował i spalił Dał komuś coś, czego on nigdy by nie dał Zasłonił swym ciałem, a wcześniej je sprzedał Wykrzyknął, zamilknął, powiedział dlaczego Tak mocno się modli On pluje na niebo Zawinił, choć święty Tak bardzo ją kochał Był twardy jak kamień i tak jak wierzby szlochał Czasem na drodze tak życie zaskoczy, Że trudno jest myśli w słowa ubierać Skazani, by prawdzie popatrzeć w oczy Która już dawno się gdzieś poniewiera Nie wołał o więcej I przeżył, nie umarł Znał jedno jedyne Uderzył jak umiał Okłamał tak szczerze Dla kogo? Za ile? Obiecał i trzymał swoje słowa przez chwilę Pokocha bez przyczyn, połamie zasady Pobiegnie na górę i zejść już nie da rady Przytyli, odrzuci, zaciśnie, uwolni Na tyle chcą życia, na ile są wolni Czasem na drodze tak życie zaskoczy, Że trudno jest myśli w słowa ubierać Skazani, by prawdzie popatrzeć w oczy Która już dawno się gdzieś poniewiera Uuu uuu uuuuuuu Uuu uuu uuuuuuu Uuu uuu uuuuuuu Uuu uuu uuuuuuu Wystrzelił, oczernił, bez szansy wyzdrowiał Miał szczęście bez granic i wszystko pochował Zrozumiał jak wiele jest wciąż do zrozumienia Tak dużo już zmienił Właściwie nic nie zmieniał W rozpaczy i w gniewie, z oznaką radości Ze łzami na dłoniach pokonał słabości Zasłynął z pogardy Szanuje go wielu Samotny, wrażliwy pomaga bez celu Czasem na drodze tak życie zaskoczy, Że trudno jest myśli w słowa ubierać Skazani, by prawdzie popatrzeć w oczy Która już dawno się gdzieś poniewiera Czasem na drodze tak życie zaskoczy, Że trudno jest myśli w słowa ubierać Skazani, by prawdzie popatrzeć w oczy Która już dawno się gdzieś poniewiera