Powietrze nabrzmiałe od barw i światło cieni Pulsuje miarowym oddechem, spowolniony czas Jak derwisz wirując w euforii od nocy do dnia Zatracam się w tańcu, odpływam w hipnotyczny trans ♪ Ku przyjemności pod wiatr nienasycenia Unosi się w górę jak mgła, zapach zniszczenia Ku przyjemności do dna rozczarowania Oglądam jak wali się świat, autozagłada ♪ Srebrzysto-błękitny błysk od głowy do stóp Przebija na skroś, penetruje od środka jak dren Napełnia do cna, wypływa jak rozgrzana rtęć Kaleczy i koi, oślepia i wypala strach Poznanie rozkwita jak kwiat zadowolenia Ekstaza i bunt splecione w lunatyczny plons I nie chce przerywać, aż do ostatecznego tchu Ostatni przed snem pocałunek, nim skończy się świat