W domach, jak klocki olbrzyma, Rury zawyły ze strachu przed dniem. Znów się zaczyna taniec pingwina na szkle. Zwija śniadanie w gazetę, Chowa pod skrzydła pysk blady, jak wosk. Dziób mu się zgina, rośnie łysina od trosk. Życie na boki go kiwa, Kusym truchcikiem załatwia sto spraw. Czasem obrywa, czasem się zgrywa - jak paw. Ściska co dzień nowe dłonie, W setkach papierów zostawia swój ślad. Śni o melonie, śpi na peronie - pod wiatr. Z okna widać to samo, Co dzień bardziej ukośnie. Widać w lustrze, co rano jak wolno dziób rośnie. W domach jak klocki olbrzyma, Rury zawyły ze strachu przed dniem. Znów się zaczyna taniec pingwina na szkle.