Ja perfekcyjny padół łez mam Mimo paru wątpliwych pożegnań Pomimo, że jutro widzę bez zmian Mam perfekcyjny padół łez Ja perfekcyjny padół łez mam Mimo paru wątpliwych pożegnań Pomimo, że jutro widzę wciąż bez zmian Perfekcyjny padół łez Ja kontra świat, facepalm Nikt mnie nie ruszy z miejsca Każdy po uszy w tych treściach chce się na czysto wyświetlać Ja patrzę wciąż, gdzieś tam Zamiast słów, topić się w szeptach Ja się nie pytam, ja stwierdza-a-am Zanim się wypalę, muszę poustawiać pejzaż Pękam (nie domagam), bełtam (nie pomaga), emka (nie poskłada) Weź kwas (weź kwas), sterta (nawet w?) Kreska (posypana), beksa (mówi mama) Wie co dawać (wie co dawać) Ja perfekcyjny padół łez mam Mimo paru wątpliwych pożegnań Pomimo, że jutro widzę bez zmian Mam perfekcyjny padół łez Ja perfekcyjny padół łez mam Mimo paru wątpliwych pożegnań Pomimo, że jutro widzę wciąż bez zmian Perfekcyjny padół łez Od zawsze na bakier ze światem I przez to palę bakę z bratem Otwierasz japę i sapiesz, a mają na Ciebie papier Ja papę mam w łapie i pewnie dziś ją stracę Ale za chuj nie zamienię tego na zwyczajną pracę Tłumaczę, na rapie jak na kwasie Bo zrobi z Ciebie szmatę, jak się w porę nie połapiesz Ty masz na bani srakę, że opina Cię jak latex Życie co Ci gniecie czachę, czachę, czachę, czachę, czachę Ja lipy nie daję na papier, bo zwykle mijamy się z czasem Na pazury pakuję lakier, żeby się napinał Twój klakier Przez życie zaciskamy pasek, mimo że ciągle obawiam się klatek Gdy gubię zasięg, nie myślę o stracie Bo jadę w trasę i zarabiam papier, yeah Nie biorę życia na poważnie, nie nie Ciągle powtarzam to jak mantrę, yeah Rzadko oddycham swoim miastem, yeah Bo myślę dalej, szerzej patrzę, yeah ♪ Ja perfekcyjny padół łez mam Mimo paru wątpliwych pożegnań Pomimo, że jutro widzę wciąż bez zmian Perfekcyjny padół łez Ja perfekcyjny padół łez mam Mimo paru wątpliwych pożegnań Pomimo, że jutro widzę wciąż bez zmian Perfekcyjny padół łez