Uwielbiam pracować, kiedy wszyscy zamkną usta Niczym upiór bez wakacji boję się lustra Zawodzę nocami Bo zawiodłam się na ludziach Potrzebuję transformacji W środku jestem niczym Gustaw Chcę zrozumieć twoje racje Ale nie drzyj na mnie ryja Mówi, że to ciężki rok Wiedziałam to od stycznia Widzę każde odcień czerni Skala chromatyczna Trzy osobowości kłócą się jak opozycja we mnie ♪ Cholera jasna Na cholerę ja tu jestem Lubiłam się bać Bo nie znałam strachu jeszcze Sypie sól na rany Przyprawiam się o dreszcze Potrafię znaleźć atak prawie w każdym komplemencie Mój wewnętrzny zgrzyt już zamieszkał we mnie I nie widział szansy A ja widzę beztalencie Zapomniałam czytać Nie zalegam w bibliotece Mój sukces był przez wojnę Na pewno nie przeze mnie Jeśli mnie pytasz, idzie już apokalipsa Ludzie siebie zniszczą Zegar dawno zaczął tykać Wszędzie będą wrzaski Porodowa akustyka (Nie bywam na imprezach, bo bym pewnie psuła klimat) ♪ Nie muszę iść do kina By zobaczyć wieloryba Patrzę ładnym wzrokiem na to jak sama przytyłam Celebrować swoje ciało Może jakaś celebrytka Przede mną lustro pęka, niczym iPhonowa szybka Cholera jasna Na cholerę ja tu jestem? Lubiłam się bać Bo nie znałam strachu jeszcze Sypie sól na rany Przyprawiam się o dreszcze Potrafię znaleźć atak prawie w każdym komplemencie Mój wewnętrzny zgrzyt już zamieszkał we mnie I nie widział szansy A ja widzę beztalencie Zapomniałam czytać Nie zalegam w bibliotece Mój sukces był przez wojnę Na pewno nie przeze mnie ♪ Przykładam swoją duszę To niezwykłe tłumaczenia Spokój zwykłych ludzi jest obiektem moich westchnień Wlałam w siebie gorycz z starym sowieckim mlekiem Dziewczynki do podręcznych Chłopcy się tam rodzą w dresie