(Yeah, yeah) Leciałem w chuja przed rodziną już od dawna Że jamba rzadko, choć czerwone oczy Pawła Klamka zapadła, choć nie było cyrografu Minąłem diabła, chciał ode mnie trochę stuff'u Posłuchaj brachu, ten młodszy i ten najmłodszy Nie bierzcie ze mnie przykładu, byłem kurwa najgorszy Zdradzałem lochy, po nocach zwiedzałem lochy Zjadałem tabletki, pominąłem tylko prochy Potrzebowałem spotkania z osobowością Taką zabawną, jednak kiedyś żałosną Byłem toksyczny, rozliczenie z przeszłością Miałem też zwidy, mistyczne postacie rosną Potrzebowałem spotkania z osobowością Taką zabawną, jednak kiedyś żałosną Byłem toksyczny, rozliczenie z przeszłością Miałem też zwidy, mistyczne postacie rosną Nie czułem strachu, nie bałem się mroku Chciałem z życia wycisnąć jak najwięcej soków Nie miałem cash'u, to chwila dilerki I tak skończyłem jako student na uczelni To paradoks, nie wiem, kiedy znów się zdarzy Dobry ziomek ze straży, paliłem z nim wiele razy Co jest chyba najśmieszniejsze, palone było na straży Chuj, że rymy takie proste, jeśli moje stilo parzy Co mi się marzy, malować znowu obrazy Zmienić się w dzieciaka i budować w domu bazy Weź mnie nie wkurwiaj, mogę powiedzieć głośno Bo często wybucham, nie radzę sobie ze złością Potrzebowałem spotkania z osobowością Taką zabawną, jednak kiedyś żałosną Byłem toksyczny, rozliczenie z przeszłością Miałem też zwidy, mistyczne postacie rosną Potrzebowałem spotkania z osobowością Taką zabawną, jednak kiedyś żałosną Byłem toksyczny, rozliczenie z przeszłością Miałem też zwidy, mistyczne postacie rosną