Każda premiera płyty wywraca mi wnętrzności Na lewą stronę. Mam dystans do rzeczywistości Niby gdy transformuję się w muzykę złości Po złotym strzale frustracji i miłości Mam zlew brudnych naczyń, brak kompatybilności Z życiem i poczucie swojej wyjątkowości czasem Więc reguluję nadmiar emocji Rzygając nimi wszystkimi przez Twój głośnik I mam gdzieś porównania korzyści do przeciwności Analizy sprzedaży i popularności Lansujących produkty bez żadnej wartości Dla mnie nigdy nie byłeś słuchaczem Tylko współpasażerem w drodze do naszych przeznaczeń Jasne, brałem od Ciebie kasę czasem za moją pracę Ale po niej razem szliśmy na spacer Ciągła walka w nas o każdy nowy dzień Nie chcę już tej częstotliwości mieć Cofamy się z myślami o lepszym życiu Burzymy w sobie pamięć z chwil Kiedy coś dawało nam szczęście Pozostawiamy na dnie szczątki siebie Nikt nie chce śnić w realnym świecie W fikcyjnym czujemy się lepiej Mówią, że miałem swoje 5 minut Ale główny nurt to nigdy nie był mój azymut Czy próg, o który zahaczyłem jedną z nóg Jak nie byłem sobą i nagrywałem "Głód" Wpadłem w cug. Upadłem na twardy grunt Dziś krążę jak sęp, choć byłem jak biały kruk Wielu mnie ocenia, znając historii skrót Jak proza życia spacyfikowała mój bunt Cóż, czasem sytuacja nas przerasta Błądzimy, rozmawiamy o ostatnich szansach Zaburzenia - Don Kichote i Sancho Pansa Konsekwentnie rozwalając się o asfalt 5 lat, 7 płyt. Mimo to falstart Rozczarowania wizualizuję w warstwach I noszę jak opaski z żyletek na nadgarstkach W czterech ścianach, bazgrając na kartkach Ciągła walka w nas o każdy nowy dzień Nie chcę już tej częstotliwości mieć Cofamy się z myślami o lepszym życiu Burzymy w sobie pamięć z chwil Kiedy coś dawało nam szczęście Pozostawiamy na dnie szczątki siebie Nikt nie chce śnić w realnym świecie W fikcyjnym czujemy się lepiej Czujemy się lepiej... Czujemy się lepiej...