Zaczynaliśmy na wytartych ławkach W równie wytartych trampkach Z poczuciem, że otacza nas pułapka Patrząc jak żule przelewają denaturat przez chleb Tak jak frustracja i gorycz przez nas przelewała się Nie zrozum mnie źle, miałem piękne dzieciństwo Ale jak wiadomo - to co piękne, kończy się szybko A tam gdzie nie jest pięknie zaczyna się hip-hop Relacja z mojego spojrzenia na rzeczywistość Świadectwo pokolenia, dla niektórych poezja Bardziej bezpośrednia, dobitnie współczesna Choć wciąż liryczna, społecznie niebezpieczna Inspirowana życiem w niebezpiecznych miejscach W trudnych warunkach. W moim przypadku - w Kielcach Odlotach, twardych lądowaniach po turbulencjach A wszystko po to, żeby wydobyć potencjał Esencję, którą zamykam w szesnastu wersach Czuję wiosnę, kwitną kwiaty zła Przywitałem strach. Zaczynam sezon w piekle Przez całą zimę ginąłem w swoich snach Na deskach scen obnażając się kompletnie Czasem ktoś klaskał, ktoś inny się wzruszył Wchłaniając decybele mojej duszy Przy akompaniamencie dźwięków jego duszy Na tle codzienności, którą chcemy zaburzyć Nasza droga - przyznam, często się dłuży Ale wierzę, że ból doświadczeń nam służy Gdy patrzę na swoje odbicie w kałuży W rysach widząc dystans przebytej podróży Czuję spokój, gdy marząc patrzę w przyszłość I niepokój, gdy pryzmatem jest rzeczywistość Ale kocham ten stan, w którym wiszę pomiędzy Trzymając się kurczowo dwóch skrajnych krawędzi Mamy zaburzenia, paranoje, a to ich efekt I to najwyższa pora, żeby pójść po swoje Wyrzucając je z siebie