Pośród kamieni gaśnie popielnicy ogień Serafy w rynsztokach się pławią o świcie W ich szczynach kości czarownic zatopione Jabłka im zbrzydły, boskie odkrycie Ciężkie bywają z sabatów powroty Gdy sześć stóp pod ziemią król samotnie gnije Dziedzic niebieski w ikonie zbieszony Korona nie dla niego, śmiech pod maską kryje I ona zza pasa jak z liści wyłoniona Biała jak śnieg, choć życie zabiera Niebyt kaleczy, za karmazynem stoi I z nim się miesza, gdy miecz ciało kroi Elekt wybrany, szkło za berło służy Niech oko wykole, póki noc rozmyta Łamią się kości, kareta w kałuży Zygmunt wzywa: na kamienie - już świta! W bramie czarny pies skąpany w smrodzie Tańcz z muchami dla króla, dumny narodzie