Chleba takiego jak ten od Cześka Nie kupisz nigdzie nawet w Warszawie Bo Czesiek piekarz nie piekł lecz tworzył Bochny jak z mąki słonecznej kołacze Kłaniali mu się ludzie gdy wyjrzał Przez okno w kitlu łyknąć powietrza A kromkę masłem smarując każdy mówił Nad chleby ten chleb od Cześka Chleb się chlebie chleb się chlebie Ponad chleb być może co Chleb się chlebie chleb się chlebie Nich ci nigdy nie zabraknie Drożdży wody rąk i ziarna (Mruczał Czesiek tak noc w noc) A o porankach chlebem pachnących Gdy pora idzie spać na piekarzy Zaczerwienione przymykał oczy Czesiek i siadał z dłutem przy stole Ciągle te same włosy i trochę Za duży nos w drewnie cierpliwym Pieściły ręce dziesiątki razy W poranki świeżym chlebem pachnące Chleb się chlebie. (Melorecytacja na słowach refrenu) Kurła tobi maty była, Kurła tobi maty była, krzyczał piekarz w żyłach krwią Kurła tobi maty była, Kurła tobi maty była Myśli moje niespokojne, Myśli moje rozognione, idźcie, idżcie wszystkie stąd Nikt takich słów jak miasto miastem Nie znał i -"źle się dzieje" - mówili Na obraz czerniał Czesiek razowca Kruszał podobnie bułce zleżałej Gdy go znaleźli na pasku z wojska Dłuto jak wbite w bochen miał w garści I nie wie nikt co Cześka wzięło Lecz śpiewa każdy jak miasto miastem