Miasto tańczy drżącego kankana W barwnym mleku świateł rozproszone Dyszy niebo, jak zgaszony dywan Niebo, jak zgaszony dywan Namarszczony z flandryjskich koronek Namarszczony z flandryjskich koronek Asfalt ślisko ucieka Przed światłem w łuk Asfalt ślisko ucieka Przed światłem w łuk Można bardzo głośno mówić Można bardzo cicho krzyczeć Można bardzo głośno krzyczeć Można bardzo cicho mówić Latarniami miasto zgasi gwiazdy I dźwięk zacznie w banię nieba wnikać Sam zostanę na czarnym asfalcie Balansując krawędzią chodnika Latarniami miasto zgasi gwiazdy I dźwięk zacznie w banię nieba wnikać Sam zostanę na czarnym asfalcie Balansując krawędzią chodnika Sam zostanę na czarnym asfalcie Balansując krawędzią chodnika Balansując krawędzią chodnika Balansując krawędzią chodnika W skośny stół z matowej czerni Księżyc wylał płytką rzeką Szumią ciszą w szklany werniks Gwiazdy spadłe niedaleko W gęstej nocy jak w akwarium Płyną długie, śliskie ryby Uliczkami gęstych podwórz Szyby szorstką łuską wybić Latarniami miasto zgasi gwiazdy I dźwięk zacznie w banię nieba wnikać Sam zostanę na czarnym asfalcie Balansując krawędzią chodnika Latarniami miasto zgasi gwiazdy I dźwięk zacznie w banię nieba wnikać Sam zostanę na czarnym asfalcie Balansując krawędzią chodnika Sam zostanę na czarnym asfalcie Balansując krawędzią chodnika Balansując krawędzią chodnika Balansując krawędzią chodnika Gładzi zwilgłe srebrem ściany Płynnych łysków miękki natłok I na stole rozślizganym I na stole rozślizganym Czarny piesek gryzie światło Czarny piesek gryzie światło Czarny piesek Czarny piesek