Lubię zimę i sanek srebrzyste dzwonienie Brzęk stalowych mych łyżew i w słońcu ich lśnienie Białe dachy i pola drzemiące pod śniegiem I narciarzy jadących na teren szeregiem Błękitnawe odcienie na białych równinach Oszronione anteny radiowe w wyżynach I samotne przechadzki w zawiei i wietrze Gdy się zdaje, że obłęd ogarnął powietrze Czekam wciąż wiosny Czekam wciąż wiosny Czekam wciąż wiosny Czekam wciąż wiosny Lubię lodów zwierciadła przerżnięte liniami Błękit nieba spokojem dyszący nad nami świat ubrany w sukienkę ze śnieżnych gwiazd waty I sypiące się z nieba jak sny białe płaty Lub w czas drogi do szkoły okrzyki i śmiechy I zmrożone i białe jak para oddechy I głębokie na śniegu biegnących stóp ślady Kiedy nogi nam wiążą śnieżyste pokłady Ale czekam wciąż wiosny Czekam wciąż wiosny Czekam wciąż wiosny Czekam wciąż wiosny Czekam wciąż wiosny Czekam wiosny, czekam wciąż Czekam wiosny, czekam wciąż Czekam wiosny, czekam wciąż Czekam wiosny, czekam wciąż Czekam wiosny, czekam wciąż Czekam wiosny, czekam wciąż Czekam wiosny, czekam wciąż Czekam wiosny, czekam wciąż Czekam wiosny, czekam wciąż Czekam wiosny, czekam wciąż Czekam wiosny, czekam wciąż Czekam wiosny, czekam wciąż Czekam wiosny, czekam wciąż Czekam wiosny, czekam wciąż Czekam wiosny, czekam wciąż Czekam wiosny, czekam