Po samotnych krążę pokojach O ogrodzie myśląc nieznanym Zapatrzona w szare obicia Zasłuchana w skrzyp i szelesty Ja jedyna wiadoma ziemia Pośród martwo krążących planet Pośród spraw jawnego koloru I niejawnej, niejasnej treści Patrzę w luster stojące stawy I wypływam z nich jak topielec Oczy badam dłonią wylękłą I wyczuwam twardy oczodół Wtedy krzyk i wybiegam na oślep Do pawiego, barwnego ogrodu Do miedzianych drzew rozżarzonych I do bzów rozpalonych do bieli W zatrzęsienie wpadam kasztanów W kołysanie leszczyn i wierzb W krzątaninę mglistych pozorów I niejawną, niejasną treść Płaczę z żalu, całuję w usta śmiechem parskam i marszczę brew Tylko życie mi w życiu zostaje By o śmierci zapomnieć na śmierć Tylko życie