Świt jest chłodny i deszczowy zły, mżawka Koszula nie jest gładka bo ręka drży w drgawkach To ten dzień Ostatnie dwie doby nerwy nie dają zgody na sen Ciężki wdech, potrzebny tlen Piszczy czajnik czas na czaj lub czarną - z nazwy Tyle w niej kawy ile w tym kraju prawdy W porannej prasie tłustej od wzniosłych haseł Czytam, że, "Rząd ma passe, że wzrosły płace" Z nad gazety patrze na butelki w rogu Rozpuszczalnik w nich to wyjątkowo klasy pierwszej produkt Cynicznie udaje, że to normalny ranek To łatwe - nauczyłem się zapominać Bo żyje w kraju w którym wrogiem jest pamięć Spijam kawę, oczy kamer na murach powodują uraz Jak u laboratoryjnego szczura Zamiast życia mam życio-podobny twór A zamiast mózgu instynkt przetrwania I strach jak ten szczur Kiedy tysiące luster, odbija tysiące prób Odbija - tysiące snów, gasnących jak szlug Kiedy krzyk tysiąca głów, jest milczący jak trup Jeden obraz wart jest więcej, niż tysiące słów Kiedy tysiące luster, odbija tysiące prób Odbija - tysiące snów, gasnących jak szlug Kiedy krzyk tysiąca głów, jest milczący jak trup Jeden obraz wart jest więcej, niż tysiące słów Autobus, to koniec trasy Obserwowany bez przerwy Spojrzenia tajnych jak giwery skierowane we łby Tak samo ubranych kukieł które boją się bać Bo tu ludzie znikają choć milicjant to co piąty z nas Kolejki do kolejek, kartki na nich nie pisz Ziemniaki tani przepis Na obiad dla rodzin z czwórką dzieci Fałsz – żyje obok możesz go dotknąć Siedzi na tronie dumnie rządząc rzeczywistością Dojeżdżam, plac zimno trzydziesty grudzień Jestem czarnym punktem, na czarnym tle w tym tłumie Z mównicy dźwięków strumień całkowicie mnie omija Dziwna jest czystość w myślach mych brudnych jak pomyja Biorę w rękę butelkę, lekko trzyma zakrętka Gdy oblewam płaszcz i twarz, odurza chmura natrętna Czuje się dziwnie spokojny, chyba przez rozpuszczałke Dłoń mam zmrożoną ledwo odpalam zapałkę... ♪ To mniejsze zło niż śmierć milionów Nie ważny sposób - patrz na powód Rozpalić sumienia ma krzyk syna narodu Sensu czynu szukaj, nie naśladowców Najcenniejsze jest mi życie Nie odważyłbym się w twarz zaśmiać Bogu Ogień trawi skórę, ból pali, czuje Nie panikuje Nie poruszam się Nie krzyczę, zachowuje spokój Wrzaski wokół kontrastują z tym, że jestem prawie martwy Żywych proszę o nieodwracanie oczu Kiedy tysiące luster, odbija tysiące prób Odbija - tysiące snów, gasnących jak szlug Kiedy krzyk tysiąca głów, jest milczący jak trup Jeden obraz wart jest więcej, niż tysiące słów Kiedy tysiące luster, odbija tysiące prób Odbija - tysiące snów, gasnących jak szlug Kiedy krzyk tysiąca głów, jest milczący jak trup Jeden obraz wart jest więcej, niż tysiące słów