Ach, jakbym chciał wypalić ci dziś blachę Blachę niepodszytą strachem Na palcu, nie na pięści Z miłości, nie ze złości Ach, jakbym chciał wypalić ci dziś blachę Blachę niepodszytą strachem Na palcu, nie na pięści Z miłości, nie ze złości Ej, ty w tym głupim lustrze Twój ryj sam krzyczy do mnie "weź mnie ustrzel" Dziwna rzecz dzieje się ze mną Nie dość, że mam gorączkę, to jeszcze blachogenną Czy aż kipię? jak boli żeby ci przypierdolić Powstrzymując się resztką samokontroli Ale tak mnie kusi żeby zdrowo ci wyciąć Blachę, blachę? no, bez przesady, taką tycią Jak można żyć tak? do diabła Nieudolna kopio szalonego wahadła Wciąż w te i we w te, ten burdel tak daleko zaszedł Że ciągnie mnie ku wspomnianej blasze Równocześnie tli się we mnie nadziei iskra Że pogrożę palcem tylko, a ty opamiętasz się natychmiast I zobaczę poprawy choćby obrys Więc ciś człowieku, ciś, pókim dobry. Ach, jakbym chciał wypalić ci dziś blachę Blachę niepodszytą strachem Na palcu, nie na pięści Z miłości, nie ze złości Ach, jakbym chciał wypalić ci dziś blachę Blachę niepodszytą strachem Na palcu, nie na pięści Z miłości, nie ze złości Ach, jakbym chciał wypalić ci dziś blachę Blachę niepodszytą strachem Na palcu, nie na pięści Z miłości, nie ze złości Ach, jakbym chciał wypalić ci dziś blachę Blachę niepodszytą strachem Na palcu, nie na pięści Z miłości, nie ze złości