Nanana, ej Nana-na-na, yeah Nanana-nanana, yeah Nanana-nanana, ej Nanana-lalala... Ciągle pożera mnie tasiemiec (niedosytu) Przez to nie mogę zejść na ziemię (bez profitu) Tak wiele dzięki niemu zmienię (weź zaryzykuj) Nie pytam już o pozwolenie, nie (mam dość limitów) Ciągle pożera mnie tasiemiec (niedosytu) Przez to nie mogę zejść na ziemię (bez profitu) Tak wiele dzięki niemu zmienię (weź zaryzykuj) Nie pytam już o pozwolenie, nie (mam dość limitów) Spełnia się wszystko, co chciałem mieć Czemu mnie zżera niedosyt tak bardzo? To chyba już tak na stałe jest Zawsze się znajdzie coś, co masz ogarnąć Zawsze się znajdzie się tu ktoś, co z pogardą Przemówi głosem nienawiści Dwadzieścia wiosen tu jestem dziś I mamy nie proszę, wiesz, o napiwki Choć żaden ze mnie Chief Keef No co, się wcale nie boję przyszłości Choć świat jest czasem za szybki A my w nim ciągle skąpimy miłości Bo można z niej czerpać korzyści I wiesz, żeby to sobie wszystko uprościć Na dystans biorę te panny i gości Wiatr, jestem deszczem sawanny, a proszki? (Proszki?) Nie współpracuję tu z nimi w ogóle Więc typie z tym odbij, mi nie imponujesz Jak sam se wystrzelasz w swą głowę tą kulę Bo ja od tej lufy oddzielam się murem (murem) Chcę flotę na ruchy, a idziemy w górę (w górę) Więc duża to inwestycja, nie dla mnie okruchy Nie zagram jak dureń, jak gadam już o ambicjach to... Ciągle pożera mnie tasiemiec (niedosytu) Przez to nie mogę zejść na ziemię (bez profitu) Tak wiele dzięki niemu zmienię (weź zaryzykuj) Nie pytam już o pozwolenie, nie (mam dość limitów) Ciągle pożera mnie tasiemiec (niedosytu) Przez to nie mogę zejść na ziemię (bez profitu) Tak wiele dzięki niemu zmienię (weź zaryzykuj) Nie pytam już o pozwolenie, nie (mam dość limitów) Tasiemiec, tasiemiec! Uśmiechem na twarzy zamykam rok ten Bo kto mnie kojarzył, jak czas se cofnę Pierwszą, drugą, trzecią wiosnę Większą grupą chcę dziś porcję I wyrywać kolce z róży co gniewnie dostałem od losu Zburzyć to we mnie już dzisiaj nie sposób I przez to nie więdnie pod wpływem chaosu A szybko się zmieni nam barwa tych włosów Więc walczę by nie mieć niczego na głowie Niewiele to, ziomie, ogarnia tu osób Wciąż patrzą się tylko z zawiścią po sobie Nie zacisnął dłonie się nigdy od sosu Choć możesz być pewny, że grubo go zrobię Dziś jestem pieprzonym przybyszem z kosmosu Dla typów co stracą swe życie za rogiem Przecież nam wytykano braki (braki) Dzięki nim, brat, pozostałem jakiś (jakiś) Lista ich wad to właśnie sprzęt do walki (sprzęt do walki) Przester jest jak sprzęt do kalki My zderzamy szklanki (szklanki...) Ciągle pożera mnie tasiemiec (niedosytu) Przez to nie mogę zejść na ziemię (bez profitu) Tak wiele dzięki niemu zmienię (weź zaryzykuj) Nie pytam już o pozwolenie, nie (mam dość limitów) Ciągle pożera mnie tasiemiec (niedosytu) Przez to nie mogę zejść na ziemię (bez profitu) Tak wiele dzięki niemu zmienię (weź zaryzykuj) Nie pytam już o pozwolenie, nie (mam dość limitów) Mam dość limitów (Mam dość limitów...)