Każdy dzień mą czystość zabija Każdy dzień spopiela nam przyjaźń Każdy sen jest do zdobycia Ale każdy z nich to sen i rano znika Weź to pochytaj, weź stąd zawijaj Nie gadaj tyle, bo robisz nam przypał Pętlę na szyi jak zaciskam zęby Na chwilę odpływam - droga nie tędy Ooo, i naszą czystość dawno zabił świat Znam mroki nieba, światła piekła jak Ying i Yang Ooo, i wokół nich topię się co dnia To mój chrzest w rzece z łez dobra i zła Ooo, czuję tak wielką presję Nie mogę spać, a ty nazwiesz to szaleństwem Ooo, a to moje powietrze Skronie pulsują, wzrok mam dziki, chcę więcej To szybkie tempo, weź się nie wykończ tylko Już nie jeden stracił sens i przegrał wszystko Ooo, ja to nie imię i nazwisko To ja twój kat, a kwiat dla innych istot Mefisto szepcze, "Daj dłoń" Wejdź w moją przestrzeń No chodź, chodź troszkę głębiej Na wskroś nim wszystkich przetniesz Kolejna z kropli krwi opuszcza serce No potnij ich orężem za rozjebane wnętrze Ta walka dwóch sił zasila szczeble Wszystkie na które wszedłem i wszystkie na których będę Moje światło jest mrokiem, a niebo piekłem I wszystko jest tu względne, proszę powiedz mi gdzie jesteś Dokąd biegniesz? Ej, dokąd biegnę? Chcę poczuć szczęścia smak i pieprzyć resztę Jebać twój materialny byt i ciało piękne Daj mi plik, daj tą pęgę, chcę jebać ciała piękne Do nieba z nimi nie wejdę, a chcę jebać ciała piękne Daj mi plik, daj tą pęgę, choć do nieba z nią nie wejdę Jebać twój materialny byt i ciało piękne Daj mi plik, daj tą pęgę, chcę jebać ciała piękne