Na dachu kamienicy Prostując zmęczone kości Przykucnął w słońcu Szemkel Archanioł grzesznych miłości Zmęczone skrzydła zwinął Płacząc na dachu skraju Tak trudno przemycać grzeszników Przez bramy Boskiego raju... I westchnął Szemkel smutno Do lotu prostując skrzydła Cóż winna ludzka miłość Że nawet Aniołom zbrzydła I westchnął Szemkel smutno Do lotu prostując skrzydła Cóż winna ludzka miłość Że nawet Aniołom zbrzydła Że nawet Aniołom zbrzydła ♪ Śmiały się inne anioły Że szary, zmęczony nieładny Że skrzydła ma zmierzwione Że kolor piór tak szkaradny Że wielokrotnie karany Za przemyt ludzkich słabości Że dla takiego nie warto Marnować Boskiej miłości I westchnął Szemkel smutno Do lotu prostując skrzydła Cóż winna ludzka miłość Że nawet Aniołom zbrzydła I westchnął Szemkel smutno Do lotu prostując skrzydła Cóż winna ludzka miłość Że nawet Aniołom zbrzydła Że nawet Aniołom zbrzydła Puszyste, białe dostojne I z rozwianymi lokami Fruwały nad nim wyniośle Zajęte ważnymi sprawami Zajęte ważnymi sprawami I westchnął Szemkel smutno Do lotu prostując skrzydła Cóż winna ludzka miłość Że nawet Aniołom zbrzydła I westchnął Szemkel smutno Do lotu prostując skrzydła Cóż winna ludzka miłość Że nawet Aniołom zbrzydła Że nawet Aniołom zbrzydła