Na marginesie spiszę swoje życie Kreśląc nic nieznaczące ornamenty Jak zapatrzony w okno krnąbrny uczeń Myśląc o dzwonku podczas nudnej lekcji Głosy dyktują, ale ręka błądzi W tej wąskiej strefie czystej do wolności Gorący czerwiec nigdy się nie kończy Na kartki kapie pot–świadomości Zawsze musiałem być po swojej stronie Bo dla nich byłem tylko czystą kartką, tylko Zostały we mnie światy wymarzone U innych wymazane, czysto, gładko Lekko przesunięty wobec reszty Historia toczy się, moja się wierci Przez długie dni, takie niepoliczone Choć mówią, że to mi już dzwoni dzwonek Dryń, dryń Dryń, dryń, mi już dzwoni dzwonek Dryń, dryń, kurwa mać Chciałbym dalej żyć tak na marginesie Łatwiej sobą być tak na marginesie Nie na pierwszych stronach, nie! Tak na marginesie, tak! Nie na wszystkich ustach, nie! Tak na marginesie Zdyszane centrum znów pragnie wakacji A ja zabiłem czas na peryferiach Uprawiam owoce prokrastynacji Nie muszę zrywać się, żeby je zerwać, nie muszę Mam do tego prawo grawitacji Dawno wyplułem słowo wykorzystać Mój moment mija, a ja tylko patrzę Jak między nami miękko rośnie dystans Na przedmieściach dzika wybujałość A nie ten przecwaniony egocentryzm, nie! Więc rzucam zimne nara awatarom, nara! Bo chcę rozwijać się, a nie wypiętrzyć, aha Chcieliby zająć moje wąskie pasmo, nigdy Bo dla mnie główny nurt to nudny kanał, co? Lecz moją częstotliwość łapią rzadko, rzadko Bo nadajemy na przeciwnych falach Na przeciwnych falach Na przeciwnych falach, na przeciwnych falach Chciałbym dalej żyć tak na marginesie Łatwiej sobą być tak na marginesie Nie na pierwszych stronach, nie! Tak na marginesie, tak! Nie na wszystkich ustach, nie! Tak na marginesie Dryń, dryń Mi już dzwoni dzwonek Tak? Nie? Kurwa, zmęczony...