Świeże koleiny poorały śnieg do krwi Nie ma Albertyny, zostawiła tylko list I w przedpokoju, w półmroku Gdzie lustro patrzy mi w twarz Z koperty wypadł na podłogę Żółty płatek głogu Suchy płatek głogu Kruchy płatek głogu Gdy zakwitną głogi i nie będzie innych spraw Gdy zakwitną głogi Albertyna stanie w drzwiach Zabierze z rąk mych kieliszek I zaprowadzi mnie tam Gdzie za parkanem W sennej ciszy Głogi się kołyszą Głogi się kołyszą Głogi się kołyszą Lata, dni, godziny w supeł mi zawiązał czas Nie ma Albertyny, nigdy już nie stanie w drzwiach Zakwitające dziewczyny Po chwili mają sto lat Ich cienie tańczą tam Gdzie w ciszy Głogi się kołyszą Głogi się kołyszą Głogi się kołyszą