Opłucz kieliszki po czerwonym winie Nie patrz przez okno broń boże nie słuchaj Jak w pustej kuchni znów monolog płynie Z rdzawego kranu sącząc się do ucha Ze ściany zwisa wpółżywa natura Stąd niedokładnie widzisz zarys dzbanka Gdy jakaś para kocha się za ścianą Na tyle mocno by twój płacz zagłuszyć Spadanie - ten dziwny stan Gdy ja nie ty Gdy ty nie ja Gdy mijasz mnie Spadanie - skąd ja to znam Patrz nie zobaczysz jej już nigdy Więc zapamiętaj chociaż imię Żebyś już nawet przez pomyłkę Nie wypowiedział go do innej I zapamiętaj ból powieki Wstydliwą ulgę, że już koniec Że już przypadkiem jej nie dotkną Myśl nieostrożna, czujne dłonie Spadanie - ten dziwny stan Gdy ja nie ty Gdy ty nie ja Gdy mijasz mnie Spadanie - skąd ja to znam Patrz nie usłyszysz jej już wcale tylko ten twój serdeczny palec Zabłyśnie czasem złotą pustką bez kieliszka bez obrączki Popatrzysz na świat tak wolny jak ptak zamknięty w klatce żeber Zapłaczesz nad światem gdzie nadal nie ma ciebie i was I dzieci co miały się narodzić, tak wiem, że tu nie o to chodzi Ale patrzę przez okno i liczę kartki kalendarza co płoną Wysyłane do pieca jak komandosi na swój pierwszy pogrom Smutni spadochroniarze ostatniej Szansy koledzy studiujący na poprzednim roku Kartki z kalendarza już nic do ukrycia, Już bez tajemnic, bo wszystko się stało Spadanie - ten dziwny stan Gdy ja nie ty Gdy ty nie ja Gdy mijasz mnie Spadanie - skąd ja to znam Opłucz kieliszki po czerwonym winie Nie patrz przez okno broń boże nie słuchaj Jak w pustej kuchni znów monolog płynie Z rdzawego kranu sącząc się do ucha Ze ściany zwisa wpółżywa natura Stąd niedokładnie widzisz zarys dzbanka Gdy jakaś para kocha się za ścianą Na tyle mocno by twój płacz zagłuszyć