Siedzi w barze tym od świtu Nie stać go na pierwsze piwo Czasem ktoś go poczęstuje papierosem Stałe miejsce tuż przy ladzie Stamtąd lepiej wszystko widać Tutaj wchodzi i zachodzi jego słońce Kiedy wraca ulicami Ceny mizdrzą się z wystawy Nie dla niego smak Edenu luksusowy On kupuje odzież tanią Która sama się zachwala Że już ktoś ją przenicował łzą kaprawą Zwolnione godziny, rozmowy o niczym A usta wciąż mielą przekleństwa Z tej mąki polityk wypiecze chleb gorzki Brunatny sen triumfu i klęski Siedzi w barze tym do zmroku Pięści puchną pod stolikiem Gdyby jeszcze raz tak złapać gdzieś robotę Bo podobno dom budują Który lśni tysiącem okien Lecz ten dom za symbolicznym stoi płotem Zwolnione godziny, rozmowy o niczym A usta wciąż mielą przekleństwa Z tej mąki polityk wypiecze chleb gorzki Brunatny sen triumfu i klęski Siedzi w barze tym od świtu Nie stać go na pierwsze piwo Czasem ktoś go poczęstuje papierosem Stałe miejsce tuż przy ladzie Stamtąd lepiej wszystko widać Tutaj rodzi się i tu umiera Jego słońce