Szybko, powoli, a cię nie zaboli Wędrówka, przejażdżka po torach oddechu. Za mocno, za cienko, za twardo dla ciebie, Za cicho, za gładko i bez pośpiechu. Ich twarze przesuwa bezemocjonalnie, Losowo wyrzuca je w przestrzeń totalnie. Uchodźczo zdejmuje z nań całe ubranie, By móc odruchowo przeczesać pranie. Odporne krwinki i ostre maszynki Zostają, ostają i się przedostają. Do góry i w boki, w swe mroczne zatoki I stale klaszczą, polują, oddają. Zaczęte od przodu szukają powodu, Zdrętwiałe i ciche, podobne do lodu. Zduszone palcami, pokłute krańcami I zakończone kagańcami. Maszyny parują, zmysły ulatują, A serca kołaczą nad ludzką ropaczą. Zwilżona jest para matowa cała I ciepła, gorąca i szybko wrząca. Zachłanny pasażer odwetu szuka I stuka i puka i puka i puka i puka. Zuchwała walizka mówi że jest śliska, Że odpowiada jej oddech tylko z bliska. Mój pociąg do ciebie, wodociąg przy niebie Przykrywa, podrywa, zaprasza do siebie. Odruch musują przestronne powietrza, A kroki udają że mogą być lepsze. Poranne ziewanie, co chwila ustaje, By zdusić pragnienie które się staje. Zachodnie ramiona skaczą niedbale, Chowając i pędząc gdzieś niezrozumiale.