Na żylastym uchu słonia wrzeszczy mrówczyna Która wierzy, że w ten sposób miłość swą wyzna Niewzruszony mrówczym wrzaskiem Delektuje się swym mlaskiem Pospolity słoń, nic nie trafia doń Mrówka tonie w łzach, jakby słoń cebule kroił Choć promieniami swymi słońce bóle koić się stara Osuszając z łez mrówcze spojrzenie, które zez porwał w nieznane W mig pokochane Cóż takiego w sercu mrówki stać się musiało Że była w stanie przeniknąć przez słońskie ciało? By dostrzec wnętrze olbrzyma musiała błądzić oczyma Po tłustym ciele, przez wcieleń wiele Miłość nie zna granic, miłość kocha przeszkody Łamigłówki i nierozszyfrowane kody A ody do samej siebie Śpiewać wszystkim w potrzebie Gotowa jest wciąż Śpiewał żonie mąż Znając słowa owej piosnki, mrówczyna nuci ją i nuci Wierząc, że słonia nią ocuci Że odzyska w końcu słoń cug w trąbie I wyśpiewa w słońcu pieśń miłości swej Wtedy wietrze – wiej! Niech się niesie po świecie wieść o młodej parze O uczuciu różnych wcieleń O szczęścia darze! Oszczędź drzewa na swej drodze Wichrze, w lesie chwyć za wodze Pośród gałęzi miłość się gnieździ Ponoć raj słonia i mrówki rozkwitał w maju On był dębem – ona brzozą – na jednym skraju Może byli i nie byli, może trwają w danej chwili Od prapokoleń, jeno słoń to leń