To miał być dzień jak ich wiele, rano wsiadłem do Toyoty Wziąłem klamoty, jadę do roboty Nieświadomy kompletnie tego co miało się zdarzyć tak niedługo po tym Te same ulice i bloki które mijam co dzień i co rano trwam w nich Ta sama Toyota nie wiedziałem, że prowadzona dziś po raz ostatni Dzień miał być udany Z kumplem nie mieliśmy kiepskich przeczuć Ustawieni w parę osób gdzieś na miejskim zapleczu Mieliśmy se pójść do pubu wiesz męski wieczór Mijały godziny Zamykamy laptopy i wychodzimy z pracy Pojedziemy coś oszamać i dobijemy do tamtych Czasami tak proste plany tak dalekie są od prawdy To była szesnasta, słońce ledwo wystawało z nad miasta Jedna z głównych ulic Gdańska droga Którą znam tak dobrze że mógłbym z Zamkniętymi oczami gnać tam Że mógłbym nie dostrzec zmian tu Oślepia mnie słońce zza chmur Myślałem że kumpel robi se jaja gdy słyszałem jak krzyczy Piotrek hamuj Fura cała w dymie poduszki na twarzy i Refleks i chwile czy już umarłem czy Jeszcze żyje trzy auta przed nami Zamortyzowały ten impet i cudem że aż tak nie pędził Skasowana fura i pięć baniek mandatu a my nie zostaliśmy nawet draśnięci Tak ciężko zrozumieć jest że życie to głównie test Widząc kruchość ludzkich serc Znaleźć coraz trudniej sens (Pomóż mi w tym znaleźć sens) Dzisiaj zapalam znicze i nie powstrzymuję łez Spotkamy się na szczycie tam gdy nadejdzie kres Codziennie o tym myślę gdy witam kolejny dzień Czemu wybrałem życie gdy inni wybrali śmierć To było cztery dni później i miała być noc jak ich wiele W trójkę wsiedli do Toyoty Te same ulice i drogi którymi jeździli codziennie więc nic ich nie mogło zaskoczyć Noga na gazie to już jest przeszłość piąta Nad ranem i drogi te same co niby się Stanie jak trochę przyspieszą Śliska droga i niska temperatura to jest bliska szkoda Na liczniku coraz więcej nagle iskra w kołach Jeden moment nie udało im się wyhamować Złe warunki czy za duża prędkość skasowana fura trzy zgony na miejscu Choć wjechali w światła zastała ich ciemność Nie znałem ich dobrze choć znałem ich długo gdy szedłem na pogrzeb i stałem nad trumną Myślałem se "Boże co dalej jak umrą" tak niewiele może i ja bym tam usnął Czuję się tak nie gotowy na rachunek Z mego życia czemu w chwili w której Będzie za późno by coś naprawić dopiero Zobaczę wszystkie swoje błędy bez ukrycia Powiedz ilu ludzi których mijam co dzień jest tak samo niegotowych żeby tam iść Ilu ludzi których mijam co dzień widzę tak naprawdę po raz ostatni Ta sama toyota co miała ich zawieźć do domu zawiozła ich na tamten świat Ta sama Toyota te cztery dni wcześniej też mogła by zabrać mnie tam Tak ciężko zrozumieć jest że życie to głównie test Widząc kruchość ludzkich serc Znaleźć coraz trudniej sens (Pomóż mi w tym znaleźć sens) Dzisiaj zapalam znicze i nie powstrzymuję łez Spotkamy się na szczycie tam gdy nadejdzie kres Co dziennie o tym myślę gdy witam kolejny dzień Czemu wybrałem życie gdy inni wybrali śmierć